Znacie go - zielonookiego potwora, paskudę wlewającą nam truciznę do serca? Zazdrość odbierającą radość z życia. Ja znam i staram się ją zwalczać tak jak mogę najlepiej, ale czasami niespodziewanie wyskakuje za krzaka i towarzysz mi dopóki sama jej nie wykopie. Zazdrość, ach ta zazdrość. Naprawdę jej nie lubię bo wiem, że zazdroszcząc komuś tak naprawdę robię krzywdę samej sobie. No, ale zdarzyło się. I popadłam w smutek zazdroszcząc innym cudownego życia.
A rzecz działa się na wygodnej kanapie, kiedy to oglądałam program o ludziach mieszkających w egzotycznych miejscach takich jak Bali, Sri Lanka czy Gwatemala. Czy chciałabym mieszkać za granica na jakiejś ciepłej wyspie z cudowną plażą i ogromnymi palmami kokosowymi - oj tak, tak, tak! Myślę, że nawet Bóg wybiera takie miejsca na swoje wakacje. Spełniłabym swoje marzenie mając dom niedaleko plaży, słysząc łagodnie rozbijające się fale o brzeg morza. Fantastyczne miejsca gdzie wakacje trwają cały rok z wspaniałym jedzeniem i życzliwymi ludźmi. To wszystko czego nie można mieć tu i teraz.
Ukucie zazdrości było tym potężniejsze gdyż z powodu pandemii korona wirusa karze nam się siedzieć na tyłkach zamkniętych w swoich własnych domach, zwłaszcza kiedy zaczyna się robić ciepło. Przyroda budzi się do życia, a w powietrzu czuć wolności. Na szczęście za niedługo obostrzenia mają być zdjęte, a ja mam nadzieja na chodź niewielką podróż. Na pewno lot na wymarzone Hawaje zostaje w swerze marzeń, ale Polskie morze czemu nie?
Ach niech żyją wakacje. Oby trwały jak najdłużej!
Pozdrawiam was z mojej kanapy.